lightpainiting

Fotografia motoryzacyjna w deszczu

Czasami nic nie idzie tak jak planowaliśmy i wychodzi z tego magia :)

Tomek z Wilczyńsky Studio to mój stały klient, znamy się chyba z 8 lat. Właściwie to zaczynaliśmy swoje biznesy w podobnym czasie, a pierwszy raz spotkaliśmy się w całkiem innym miejscu niż obecna siedziba Tomka. Jego działalność to gratka dla fanów motoryzacji, na co dzień obcuje z bardzo wyjątkowymi pojazdami, o które dba ponieważ oferuje szeroki zakres usług związanych z detailingiem i zabezpieczaniem wyglądu pojazdów na długie lata.

Tomek wraca do mnie kilka razy w roku po nowe sesje, czasami to coś małego, bardziej reportażowego z pracy przy samochodach. To w sumie dzięki tej współpracy mogłem poznać z bliska wiele moich motoryzacyjnych marzeń, i w dużej części oswoić się z nimi bo dalej to takie same pojazdy jak te zwyczajne z polskich dróg, a z drugiej strony można było dostrzec tyle absurdów konstrukcyjnych, użyutkowych czy niedokładności… że serio, wolę to mieć w przysłowiowym aucie ‘dla ludu’ niż w czymś czego cenę wyraża się w ilości domów ;) (Ah, to przyklejanie znaczka start stop kiedyś w pięknym kabriolecie brytyjskiej marki… bo odpadł tuż przed sesją. Albo dopalanie auta z kabli, włoskiego superauta… z prostownika… takiego zainstalowanego przez serwis na stałe w bagażniku bo nie mógł zdiagnozować po kilku wizytach co rozładowuje akumulator. I wtedy cieszysz się, że u Ciebie wszystko działa :D)

Ale do brzegu panie fotograf. Z Tomkiem mamy sesje ustawione na sporo do przodu, takie z zaskoczenia i takie na które mamy bardzo dużo czasu, albo takie gdzie slot to 3h i koniec. Do tego 3h w konkretnym dniu. Tak też było w tym wypadku. Sesja nowo oklejonego VW Transportera, w fajne połączenie matu i błysku na folii, zbiegła się z totalną ulewą. Nie było szans aby to przełożyć i w ten sposób wykorzystałem deszcz poprzez połączenie technik błyskania oraz malowania światłem. W ogóle to nie było w planach. Dodatkowo nawiązaliśmy kurtką Tomka do elementów wyklejonych na aucie. Jak wyszło? Jak widzicie poniżej. Ja jestem bardzo zadowolony z efektów i pokazania faktury samego auta, folii i kropel w takim mrocznym, mokrym klimacie.

Także byliśmy zmarznięci, aparat pracował pod prowizorycznym zadaszenie z parasola córki Tomka przyklejonego do statywu :D O, tak to profesjonalnie wyglądało:

Whatever works! :)

Ale ważne, że działało… wszystko uratowała taśma klejąca, bez taśmy byśmy zgineli, bo jak zapewnie wiecie… najważniejsze składniki spajające nasz świat to taśma srebrna i opaski kablowe, zwane trytytkami… bez taśmy i trytytek, które trzymają Ziemię w tej formie to mielibyśmy ją płaską! ;D

Przechodząc do meritum, efekty walki z deszczem wyglądały tak: